Przecież trzeba jakoś żyć!

I ona wtedy sobie przypomniała jak bardzo uwielbia herbatę, jak kocha stare studyjne kina pachnące stęchlizną, z trzeszczącymi fotelami, jak lubi gadać do rana, czytać książkę rano w łóżku, jeść pomarańcze, chodzić na masaż tajski….

Było w niej coś kontemplacyjnego, dzieliła włos na czworo i analizowała.

Była mistrzynią metafor. Przyjaciele przychodzili do niej się poradzić w życiowych sprawach i ona im to tak wszystko nazywała, że nagle stawało się jasne i wszystkie zapadki wpadały na odpowiednie miejsce.

Miała dusze hipiski z lat 70, spokój i honor wojennej kobiety i swoistego rodzaju klasę. W sobotę kąpała się rano nago w jeziorze, śmiała się głośno i tańczyła na bosaka na trawie, a w poniedziałek wchodziła do biura w białych spodniach i czarnych mokasynach, wyważona, spokojna, pewna. Troszczyła się o wszystkich. Była otwarta i rozumiejąca. Pokorna. Zawsze znała swoje miejsce w szeregu, nawet jeżeli to ją upokarzało i skazywało na samotność.

Zachwycała się przyrodą. Uwielbiała gotować i jeść. Była intelektualistką, chociaż kochała prostych, najprostszych ludzi i to właśnie ich uważała za najmądrzejszych.

Kochała dotyk. Ogarniała wszystkich swoimi ramionami, matkę, dzieci, zwierzęta, przyjaciółki i jego.

Uwielbiała seks. Była wierna.

Spieszyła się, tak jak by bała się, że czegoś nie zdąży. Ludzie zachwycali się, że robi wszystko na 100 procent, a ona nie wyobrażała sobie że może być inaczej. Może będzie żyła krótko? Umrze wcześnie? Czasami myślała z nadzieją, kiedy życie znowu dawało jej w kość.

Czasami znikała dla świata. Spała wtedy i płakała tak mocno, że poduszka była mokra. Dlaczego?

Z tęsknoty… Kiedy byli razem, on co dwa, trzy miesiące płynął. Dziewczyny na grupie dla współuzależnionych pytały: Co Cię przy nim trzyma? A ona uśmiechała się łagodnie i mówiła – Kiedy on nie pije jest partnerem idealnym – rozmawiają, śpią sklejeni w jedność, patrzą sobie w oczy i całują się do utraty tchu, całują się tak, że ona ma orgazm, piją herbatę z jednego kubka, jadą w nocy na lody z McDonalds, pływają nago w jeziorze, a on się zachwyca każdym centymetrem jej ciała. Mają swoją świętość, czułość. Nawet kiedy on pije… Zawsze jest dla niej dobry….

A one kiwały głowami i trochę jej zazdrościły, bo ich partnerzy byli fajni kiedy mieli wyrzuty sumienia i też nie zawsze, a tak to obwiniali je za wszystko, wyzywali, krzyczeli, szarpali….

Ta ich świętość, była wyjątkowa. Byli w siebie wrośnięci i mieli w sobie taki szacunek do siebie, taką czułość ….

Ostatnio jej poduszka była coraz częściej mokra. Odeszła od niego. Nie dała rady z jego piciem. Z nieprzewidywalnym piciem, które zabierało z niej oddech i życie. Które uderzało w nią tak bardzo, że brała nóż i przecinała swoje idealne ciało, na udach i ramionach. I chociaż on cały czas twierdził, że przecież jego picie jej nie dotyka. To dotykało tak bardzo, że ona czuła, jak ucieka z niej życie.

Kochała go dalej tak bardzo mocno…. Ufała, że ta miłość w nim wygra, że go zatrzyma…

Ale on kiedy zrozumiał, że jej już nie będzie przy nim pijanym, że już nigdy nie będą pływać nago w jeziorze, jeść sałaty z figami i słonym serem, kochać się w środku nocy dopóki on nie wytrzeźwieje…. Że już nie będzie nic na starych zasadach. Że jej nie złamie. Że ona będzie przy nim kiedy on pożegna się na zawsze z wódką… Wściekł się. Zniszczył ich świętość. Pozwolił sobie na przesunięcie granicy.

Kiedy ktoś zrobi raz coś okropnego, to nawet jak ta rzecz będzie przeokropna, to za każdym, kolejnym razem będzie łatwiej ją zrobić. W każdym kryzysowym momencie ta granica będzie przesuwana na nowo i na nowo, aż stanie się normą.

Dlatego kiedy on agresywnie, zimno, okrutnie nazwał ją suką, chamską ździrą… poczuła że została naruszona świętość i już nigdy świętością nie będzie. Nigdy.

Ciekawe? Czy tak ją to bolało, bo odstawiła leki, czy to było normalne że tak czuła.

Nie będzie już dzisiaj o tym myśleć. Napije się herbaty i pójdzie z przyjaciółką do kina.

On jest w nią wrośnięty. Do końca życia, czy będą blisko kiedy on wytrzeźwieje, czy będą daleko kiedy on będzie pił. Po prostu. Jej terapeutka powiedziała jej . że nic z tego nie będzie do póki on nie zrozumie co się dzieje kiedy on pije. Dopóki nie zrozumie co jej tym robi. Ale może się tak zdażyć że nigdy nie zrozumie i będzie przesuwał granicę.

Przecież trzeba jakoś żyć… Myślała.

Strony: 1 2

Komentarze

Opublikowany w Blog | Możliwość komentowania Przecież trzeba jakoś żyć! została wyłączona

Możliwość komentowania została wyłączona.

Czytaj inne

Więcej artykułów z bloga

utrata miłości
Jak przeżyć utratę miłości

Dzisiaj czuje się jak by była sama na bezludnej wyspie. W tym kokonie z koca i poduszek, bez sił, bez…

28 lipca, 2021
złość
Jak sobie radzić ze złością

Urosła przed nią góra chusteczkowych wydzieranek. Na górnej wardze pojawiły się krople potu. Zdjęła czapkę, osunęła się w głębiej w fotel,…

27 lipca, 2021
mgła
Mgła

Zanim lekarz poprosił go do gabinetu, zlecił badania krwi. W gabinecie pobrań miła pielęgniarka - Jadzia, która znała całą rodzinę…

30 czerwca, 2021
depresja
Nic jej się nie chciało

Nic jej się nie chciało. No, nic. Zupełnie. Trochę ją to denerwowało, bo znajomi ciągle coś robili. Zapisywali się na…

24 czerwca, 2021